Imperial Courier - marzenie
Witajcie!
Ostatnie dni spędziłam na przemierzaniu pobliskiej przestrzeni kosmicznej i wykonywania misji oraz handlu rozmaitymi towarami. Ogólnie, zbieram cały czas fundusze na zakup kilku statków do mojej floty. W szczególności zbieram na statek eksploracyjny, którym wyruszę na wyprawę w nieznane!
Być może już dzisiaj uda mi się zasiąść za jego sterami bez konieczności sprzedaży transportera, który w tej chwili służy mi jako główne źródło utrzymania.
W najbliższym czasie przymierzam się też do zakupu ekskluzywnego Imperial Couriera. W dalszej przyszłości będę powoli odkupywała flotę, którą poświęciłam do tej pory na ołtarzu rozwoju i postępu. :)
Plan podróży zaczynam całkiem wycieczkowo, ot tak, żeby oswoić się z nowym statkiem, poczuć go, stać się jednością. W końcu przy dobrych wprawach badawczych ten statek będzie moim domem przez wiele, wiele miesięcy i to bez szansy w zasadzie na jakąś odskocznię w postaci baru na stacji…
A więc w pierwszej kolejności wybieram się do stolicy mojej „Siły” a jednocześnie do mojego rodzinnego systemu. Nie byłam tam od chwili ukończenia 15 lat.
Chcę przeszperać tamtejsze sklepy w poszukiwaniu najlepszych części do mojego statku. Może też rozejrzę się za jakimś intratnym interesem poprawiając kapitał wyprawy. A jeśli będę miała szczęście, to może uda mi się od razu zakupić Imperial Couriera? Oby sprzyjało mi szczęście.
Zawsze tak jest, że wielka stolica, biliony mieszkańców, ten zgiełk, te napływające zewsząd informacje, pobudza wyobraźnię. Rodzą się marzenia a zawarciu niesamowitych kontraktów opiewających na wiele milionów transporty drogocennych materiałów. Zabawię w stołecznych systemach dosłownie kilka dni i zaraz muszę ruszać na spotkanie z pewną tajemniczą osobą… Ponieważ Wy, pochodzicie z innego świata i raczej nie ma byt wielkich szans byście kiedykolwiek wydostali się poza orbitę ziemi to powiem wam, że udało mi się nawiązać kontakt z pewną Panią Inżynier, która w swoim laboratorium w bazie planetarnej przerobi mój napęd w sposób, który nie jest do końca legalny i pewnie stracę na niego gwarancję, ale będzie miał takie osiągi o jakich się jeszcze nikomu nie śniło. Tam też będę musiała nieco zabawić, gdyż do przeróbki niezbędne są pewne surowce, które to będę musiał samodzielnie zebrać…
Kolejny krok to oczywiście wyprawa do słynnego Sol. Układu Słonecznego Ziemią, Wenus, Jowiszem Marsem etc. Tutaj trochę zabawię zwiedzając każdą z planet odwiedzając księżyce etc. Och myślę też o odtworzeniu lotu na księżyc. Och na pewno będę się świetnie bawiła a Wam prześlę krótkie filmiki i zdjęcia z całej wyprawy! Zamierzam założyć swoje Kroniki, gdzie będę zdawała relacje ze wszystkich moich wypraw i przygód. Jeśli coś Was interesuje, pytajcie, być może pomijam jakiś aspekt, który dla was może okazać się ważny i interesujący.
Kolejnym etapem podróży będzie Witch Head Nebula. Ale to tak odległe plany, że chwilowo nie mam zbyt wiele do napisania. Dlaczego tam? Spodobała mi się nazwa i stwierdziłam, że kto jak kto, ale ja muszę zwiedzić tę okolicę! :D

Wróćmy jednak na chwilę do recenzji samej gry. Zaczęłam pisać w poprzednim artykule od podobieństwach i różnicach w porównaniu z EVE Online.
I teraz po tygodniu spędzonym za sterami kilku statków, po stoczeniu kilku bitew przeleceniu kilkudziesięciu systemów, sprzedaniu i kupieniu paru towarów, oraz wykonaniu i odrzuceniu kilku misji, oznajmiam co następuje.
EVE Online jest grą niewybaczającą żadnych błędów i bardzo srogą jeśli chodzi o kary. Przez co jak dla mnie jest mocno zniechęcająca. Czegokolwiek się nie podejmiesz, okazuje się, że nie jesteś dość dobra by się tym zajmować. Przykładowo, moja przygoda z eksploracją skończyła się kilkukrotną utratą Astro za 150 mln z fitem za drugie tyle. Dlaczego? Nie wiem. Pomimo, że miałam przemyślaną strategię, świetny fit statku i zmysły wyostrzone jak brzytwy… Wpadł jakiś koleś i dokładnie w tym samym momencie było po mnie. Jak to zrobił? Nie wiem. Ale gra mu na to pozwoliła więc nie ma o czym mówić.
W ELITE, podleciał jakiś koleś, ni z tego ni z owego jednym strzałem mnie rozwalił przy becon’ie informacyjnym. Co się stało? Odkupiłam się w pobliskiej stacji z całym statkiem i pełnym fitem za promil jego prawdziwej wartości. W EVE ubezpieczenie statku, to żart. Tracisz wszystko i to wcale nie koniecznie z własnej winy.
EVE Online na każdym kroku pokazuje nam jak niewiele mamy do powiedzenia i jak bardzo nasze decyzje są złe.
Tam piractwo to główny sposób na zarobek dla 90% graczy, bo to daje fun i to tanim kosztem. Rynki poblokowane są przez gigantów więc produkcja i sprzedaż czegokolwiek mija się z celem. No i na koniec ten cholerny skill! Skillowanie miesiącami umiejętności by móc użyć lepszych rakiet czy zrobić skanowanie anomalii to jest chore. Szczególnie jak płacisz miesięczny abonament!
No dobra, ale co z ELITE?
Nie wiem, czy to doświadczenia z EVE tak wysoko podniosły poprzeczkę, ale ELTE jest dla mnie jak na razie przystępny jak gra dla dzieci. Nie jest łatwy, nie jest prosty, z każdą godziną w grze schodzi się coraz głębiej i głębiej w mechanikę i widać, że do dana to jeszcze bardzo daleko. Szczególnie jak mówią inni dorośli gracze, wczuj się w to co robisz. I tak widzę, że przewożąc pewne towary ma wpływ na to co się dzieje w poszczególnych systemach. Okazuje się, że owszem mogę kupić bardzo tanio to czy tamto i sprzedać gdzieś z wielkim zyskiem. Ale sięgając głębiej w mechanikę okazuje się, że doprowadzi to w konsekwencji do wojny. I pewnie, można to walić, galaktyka jest wielka, mogę już nigdy do tego systemu nie wrócić. Albo spoko sprzedawać im broń i podsycać konflikt. Ale to właśnie zależy od nas. Od tego jacy jesteśmy i czy w ogóle bierzemy takie sprawy pod uwagę.
Są tacy co to mechanikę gry traktują jako maszynkę do wydobywania kasy. Taki zaawansowany kliker na komórkę. Ja jestem z tego pokolenia i tego typu osób, co to nie zarobią albo zarobią wolniej, ale dadzą się ponieść flow gry. Smakując każdy aspekt. Lądując na planetach eksplorowanych systemów tylko po to, by zobaczyć zachód słońca i nagrać z tego filmik.
Ale wracając w ELITE choć to cholernie skomplikowana, wielopłaszczyznowa gra o setkach aspektów i możliwości gry jest przyjaźniejsza i łatwiejsza. Dająca więcej satysfakcji i szybszy progres lub uczucie progresu.
Do tego faktyczne odzwierciedlenie kosmosu i faktyczne latanie statkami deklasuje dla mnie EVE.
Nadal uważam, że to świetna gra. Ale już chyb nie dla mnie. ELITE ma więcej życia, więcej wybacza wiele spraw jest łatwiejszych. Dla kolejnego przykładu, fit statków jest prostszy i wybacza błędy (można odprzedać rzeczy za 100% ceny). Choć nie wszystko jest napisane czarno na białym, wręcz jest wiele rzeczy niewyjaśnionych jak słabe opisy misji, słabe, lakoniczne opisy funkcjonowania danego urządzenia czy broni sprawia, że w tej materii EVE i ELITE mogą sobie podać ręce. Bez filmików na YT, Wikipedii i kolegów w grze można zapomnieć o ogarnięciu wielu rzeczy. Często można się wkopać lub czegoś nie zrozumieć.
Górnictwo tak proste w EVE, w ELITE jest jak na razie dla mnie czarną magią. Oczywiście nie poddam się na spokojnie zrobię sobie jakąś fajną kopareczkę i się naumiem trudnej sztuki wydobycia surowców.
Och dobrze. Tak więc kronika zaczyna się w momencie kiedy młoda Proxima Alland ma już pierwsze kroki za sobą. Próbowała trochę tego, trochę tamtego. Nie ma zbyt wiele ale głodem nie przymiera.
Będę robiła jakieś fabularyzowane wstawki opisowe lub dialogi opisy sytuacji ale luźne i połączone tylko głównym wątkiem. Tak na przykład pierwsze spojrzenie na stolicę i krótki wewnętrzny monolog, do tego filmik i kilka zdjęć. Później jakaś inna migawka np. z zakupu Imperial Couriera. Coś w ten deseń.
Komentarze
Prześlij komentarz